poniedziałek, 12 stycznia 2015

PO CO pocenie? Dezodoranty z natury.

Pocenie, to temat intymny, niezbyt przyjemny, niechętnie o nim mówimy i z zainteresowaniem podglądamy reklamy telewizyjne, aby stworzyć swój własny pogląd na ten fizjologiczny … fenomen. Tak, tak, pocenie się jest fenomenem! Jest czymś wspaniałym i pożądanym! Jest oznaką świetnie funkcjonującego organizmu, pozbywania się toksyn i nadmiaru substancji zbędnych, obniża temperaturę ciała, a także reguluje gospodarkę wodną.

Czy znane nam są owe przymioty pocenia?
Raczej nie. Obraz przedstawiany przez producentów leków i kosmetyków wskazuje na pocenie jako problem, gdyż wiążą się z nim kłopotliwe sytuacje i uciążliwe skutki. Pocenie, to nieestetyczne plamy pod pachami, brzydki zapach, trudności z bliskością, wstyd, zażenowanie… Jak by na to nie patrzeć - kara boska! Kolejna plaga, jaka nas dosięgnęła i nie odpuszcza!

Dodatkowo, obok owego lobby farmaceutyczno-kosmetycznego, codziennie doświadczamy przykrego zapachu w windzie, w autobusie, w biurze, czy na uczelni. Stoi w tramwaju obok nas człowiek, który uroczo się uśmiecha, a zapachy spod pachy nas odurzają bynajmniej nie uczuciowo… Przyznam, że to mój największy problem, gdy mam skorzystać z komunikacji miejskiej. Lepiej nie wspominać, co się dzieje w kolejce do lekarza, gdzie nagromadzenie chorych, pocących się ludzi stwarza atmosferę ciężką, zawiesistą…, eh…

Co zatem zrobić, aby pachnieć ładnie, estetycznie, a już na pewno nie śmierdzieć mimo świetnie funkcjonującego organizmu i dodatkowo nie zatruwać się kosmetykami i lekami niszczącymi wątrobę?

1. ZAAKCEPTUJ, ŻE SIĘ POCISZ.
Ważne, aby zrozumieć, że skóra, to "trzecia nerka" - wskazuje na ten związek medycyna chińska. Przez skórę oczyszcza się organizm i pocenie się musi być sprawą naturalną, oczywistą i niekłopotliwą. Zdarzają się stany nadmiernego pocenia - w chorobie, ogólnym osłabieniu, ale po wyleczeniu, poziom pocenia powinien wrócić do normy. Nadmierne pocenie się może wskazywać na związki z chorobą tarczycy, czy inne problemy zdrowotne i wato zasięgnąć opinii lekarza. Podobnie w przypadku, gdy się nie pocimy - poprośmy o konsultację, aby sprawdzić, czy nasz organizm dobrze funkcjonuje.

2. DIETA.
Ważne, aby nasze pożywienie było jak najmniej przetworzone, pozbawione toksyn, naturalne jak to tylko możliwe i dobrej jakości. Zdrowy organizm, bowiem, będzie musiał usunąć wszystko, co nam szkodzi, a co zjedliśmy. Chory organizm zatrzyma owe toksyny i wokół nich będzie budował ogniska zapalne, nowotwory, zalążki chorób i późniejszych kłopotów z funkcjonowaniem. Mówi się, że jesteśmy tym, co jemy. A już z pewnością często pachniemy tym, co jemy :-) Wystarczy wspomnieć zapach czosnku, który błyskawicznie przenika do potu i daje sygnał, że oto wykonał swoją robotę i teraz wydala toksyny.

3. HIGIENA.
Trzeba się myć. Prawda oczywista, a jednak… Dla każdego pojęcie "myć" może oznaczać coś innego. Jeden wejdzie pod prysznic, namydli się, spłucze i osuszy. Drugi zrobi "błotko" myjąc pachy nad umywalką. Ważne, aby używać delikatnych i naturalnych środków myjących, osuszać czystym ręcznikiem, nie nakładać kremowych mazi i nie zatykać porów. Pot sam w sobie nie ma zapachu - może za wyjątkiem czasu, gdy metabolizujemy duże ilości czosnku :-) Przykry zapach powstaje, gdy toksyny i bakterie znajdą się na skórze i tam zostaną bez neutralizacji. Dlatego istotne jest, aby zmyć bakterie bez naruszania naturalnej flory skóry.

4. ZAPOBIEGANIE I PIELĘGNACJA.
Nie powinniśmy ograniczać pocenia stosując antyperspiranty. Blokowanie naturalnych procesów organizmu i całego dobra wynikającego z pocenia się, to zwyczajna głupota. Gdy zatrzymamy toksyny, zaczną one się odkładać w narządach, czy w obszarach węzłów chłonnych, co jest szczególnie niebezpieczne w przypadku zagrożenia chorobami nowotworowymi. To tak, jakbyś właśnie zdecydował, że przez najbliższe 24, czy 36 godzin nie będziesz sikał! Próba skończy się … śmiercią. Od antyperspirantów z pewnością nie umrzemy, a przynajmniej nie od razu, ale narażamy się na zanieczyszczenie organizmu i utratę równowagi wewnątrz niego.
Zatem jak zapobiegać przykremu zapachowi i nadmiernemu poceniu?
Ekologicznym i dobrym rozwiązaniem są kąpiele w roztworze sody oczyszczonej - do wanny wody dodajemy 2-3 garście sody spożywczej i spędzamy w wannie 15-30 minut. Po tym czasie (maksymalnie 30 minut) wycieramy się ręcznikiem, a osoby o suchej skórze mogą się pokusić o spłukanie roztworu czystą wodą. Kąpiel w sodzie oczyszcza, tonizuje skórę i dodatkowo "wyciąga" toksyny. Dlatego też w wannie nie powinno się spędzić więcej czasu, by te toksyny nie zaczęły z powrotem wracać przez pory do organizmu :-) Sodowa kąpiel wspaniale redukuje zmęczenie, odpręża i sprawia, że zyskujemy nową, lepszą energię.
Podobny efekt otrzymamy dzięki kąpieli w roztworze chlorku magnezu sześciowowodnego - popularna "oliwa magnezowa" służy regeneracji, odżywieniu skóry i pomaga uzyskać właściwą funkcjonalność naszym mięśniom, ścięgnom i stawom. Dodatkowo oczyszczamy skórę i pory z toksyn, co zapobiegnie powstawaniu przykrego zapachu.
Przy braku możliwości korzystania z wanny, można wspomóc swój organizm kąpielami stóp w roztworze sody, czy chlorku magnezu.
Doskonałym sposobem na wypocenie toksyn jest sauna. Regularne korzystanie z sauny pozwala zdrowo się wypocić bez konieczności ukrywania tego faktu przed całym światem :-)
A jaką mamy alternatywę dla dezodorantów zawierających metale ciężkie, parabeny i inne mało przyjazne składniki?
Moim ulubionym rozwiązaniem jest papka z sody i wody utlenionej aplikowana bezpośrednio na skórę w miejscach najbardziej narażonych na pocenie.  Polecam spróbować ów najlepszy ze znanych mi "dezodorant". Rezultatem nie będzie to, że przestaniemy się pocić, ale nasza skóra przez wiele godzin pozostanie neutralna w zapachu. Pot, który pojawi się w sposób naturalny, nie będzie się rozkładał wydzielając odór, co pozwoli nam na komfort i naturalne funkcjonowanie.
Drugim ze znanych mi naturalnym i dość skutecznym sposobem jest spryskiwanie pach "oliwą" magnezową. Chlorek magnezu sześciowodny rozpuszczamy w wodzie (jeden do jednego), przelewamy płyn do butelki z atomizerem i spryskujemy - najlepiej po kąpieli - obszary narażone na powstawanie przykrego zapachu. Aplikację możemy rozszerzyć na partie mięśniowe (pozwalając, aby magnez wnikał do mięśni), a także okolice węzłów chłonnych, gdzie konieczne jest oczyszczanie organizmu z metali ciężkich i toksyn.

Aby wspomóc organizm i usunąć metale ciężkie (wystarczy, że stosowaliśmy nasz ulubiony antyperspirant zawierający aluminium…), polecam przyjmowanie witaminy C w postaci dostępnych na rynku wyciągów z aceroli, dzikiej róży, czy czystego kwasu askorbinowego lub askorbinianu sodu, który możemy przyjmować w kroplówkach. Ale to już osobny temat :-)

Powyższe sposoby na uczynienie z pocenia się zjawiska pozytywnego, są ekologiczne, skuteczne i tanie. Ale jeśli ktoś chciałby wydać większe pieniądze, w sklepach są czyste dezodoranty o różnej skuteczności i właściwościach. A gdy tylko trafię na taki, który okaże się lepszy od "papki" z sody i wody utlenionej, dam znać :-)

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

NAGIETKOWY cud.

NAGIETEK LEKARSKI (Calendula officinalis) jest rośliną jednoroczną, kwitnie od czerwca do września, kwiaty pojawiają się po ośmiu tygodniach od wysiania nasion. W lecznictwie wykorzystywane są wyłącznie kwiaty o barwie pomarańczowej.

Nagietek jest łatwy w uprawie, najlepiej rośnie w pełnym słońcu, na glebach przepuszczalnych, piaszczystych, ciepłych, próchniczych i średnio wilgotnych. To dobra wiadomość dla każdego, kto zechce swój ogródek urozmaicić tą wspaniałą roślinką. A dlaczego uznałam, iż nagietek, to istny cud?

Otóż płatki nagietka wykorzystywane są w lecznictwie, w kosmetyce i kulinarnie.

Nagietek może być używany wewnętrznie w postaci naparów, wyciągów, nalewek - oddziałuje pozytywnie na wątrobę, drogi żółciowe, owrzodzenia dróg pokarmowych, choroby kobiece, nieoperacyjne nowotwory. Zewnętrznie używa się wyciągów nagietka do leczenia ran, owrzodzeń, oparzeń i stanów zapalnych skóry i tkanek łącznych. Wywarem można płukać jamę ustną, oczy (przy zapaleniu spojówek), robić okłady.

Doskonałe skutki przynosi stosowanie maści nagietkowej - zrobionej domowym sposobem z tłuszczu gęsiego i płatków nagietka. Taką maść dostaję co roku od mojej Mamy i Cioci. Maść działa naprawdę cudownie na wszelkie problemy skórne, otarcia, wypryski. Rany goją się bardzo szybko, skóra odzyskuje blask. Delikatna konsystencja i niezwykła wydajność sprawia, że pod koniec sezonu mały słoiczek nigdy nie jest pusty :-) Wtedy używam maści do zrobienia własnego masła do masażu - z dodatkiem oleju kokosowego i oleju z awokado. Skóra staje się gładsza, bardziej sprężysta. I mam wrażenie, że nagietek przenika do mięśni, bo odczuwam większy komfort po takim nagietkowym masażu :-)

Maści lub mocnego wyciągu można używać w bólach stawów, w tym bólach biodra - wmasowanie specyfiku wieczorem łagodzi ból na całą noc. Składniki aktywne nagietka wnikają do organizmu i działają naprawczo.

Nagietek możemy też wykorzystać kulinarnie - do barwienia masła, sera, ryżu. Świetnie nadaje się do sałatek, jest piękną dekoracją potraw. I oczywiście możemy używać nagietka jako składnika zielonych koktajli. I o ile zazwyczaj wykorzystujemy same płatki pomarańczowych kwiatów, o tyle do sałatki, czy koktajlu możemy użyć także liści.

Mam nadzieję, że namówiłam Was do zwrócenia uwagi na ów wspaniały pomarańczowy cud natury :-) Może macie miejsce do zasiania nagietków? a może właśnie rosną gdzieś w ogródku i zainspirowałam Was do wykorzystania ich magicznej mocy :-)

P.S.
Polecam korzystanie z płatków zbieranych własnoręcznie :-) Kupienie syntetycznego kremu nagietkowego, to nie to samo...

ZIELONA PIETRUSZKA, która leczy?

Moje zainteresowanie ziołami odradza się wraz z wiosną i kolejnymi problemami zdrowotnymi. W tym nie tylko moimi, ale i osób z najbliższego otoczenia. W takich chwilach z pomocą przychodzą książki, zasłyszane historie, czy przepisy.

Powraca postać Babci, która swoją mądrością zachwyca coraz bardziej mimo, iż wiele lat już jej z nami nie ma. Wspomnienia bowiem stają się cenniejsze, gdy włączamy je w obecny stan wiedzy, nasze świeże przekonania, czy całkiem nowy obszar zainteresowań. Bo jakie znaczenie miało to, że Babcia sypała zieloną natkę pietruszki do każdej zupy?

Dziś natka pietruszki w doniczce na oknie nabiera innego znaczenia. Bo dziś wiem, że pietruszka nie tylko świetnie smakuje, ma wiele witamin i składników odżywczych, ale także LECZY!
I to zarówno korzeń, jak i zielona natka i owoc.

Pietruszka jest bogactwem prowitaminy A, żelaza, witaminy C i chlorofilu. Zresztą zielony barwnik roślin, czyli chlorofil jest nazywany odpowiednikiem hemoglobiny - najważniejszego składnika krwi. To podobieństwo sprawia, iż chlorofil doskonale poprawia parametry krwi, dotlenia i odżywia tkanki.
Korzeń pietruszki zawiera olejek eteryczny, flawonoidy, sole mineralne.
Pietruszka ma właściwości moczopędne, rozluźniające i aseptyczne; oczyszcza krew, działa antyzapalnie, leczy jelita i ma zbawienny wpływ na nerki.

Pietruszkę warto dodawać do posiłków w formie surowej - szczególnie natkę: do sałatek, zup, zielonych koktajli. Zwiększenie porcji zieleniny w menu zaowocuje szybkim efektem redukcji zmęczenia, poprawą odporności (witamina C!), lepszym trawieniem. Można także zaparzać zieloną część pietruszki i popijać w ciągu dnia wywar z natki.
Natomiast korzeń pietruszki jest doskonałym składnikiem wszelkich kremów, zup, przecierów. Oprócz wartości odżywczych, posiada także łagodnie działający błonnik, który reguluje pracę jelit. Korzeń pietruszki możemy także gotować dla uzyskania wywaru, a surowy wyciskać na sok.
Popularną potrawą zawierającą korzeń pietruszki jest sałatka jarzynowa, do której od jakiegoś czasu dodaję dużo zielonej natki.
Kuracja pietruszkowa ma efekt oczyszczający organizm, witalizujący i odchudzający.

I jeszcze jedna ciekawostka. Czy wiecie, że np w Brukseli bardzo trudno jest kupić korzeń pietruszki? Zastępowany jest przez pasternak, a pytani o pietruszkę sprzedawcy warzyw nie rozumieli, o co nam chodzi :-) Doceńmy, zatem, że ów wspaniały korzeń nadal jest dla nas dostępny i może nam służyć swoim bogactwem w pełnym zakresie swoich możliwości :-)

Namawiam do posadzenia pietruszki w ogródku, czy skrzynce na balkonie :-)
U mnie to zioło nabrało magicznego znaczenia.





środa, 9 kwietnia 2014

JADĘ i jem :-) Śniadanie.

Każdemu zdarza się niespodziewany wyjazd, choć czasem i ten planowany koliduje z naszą dietą.
Szalenie trudno jest utrzymać narzucone sobie zasady, nie "zgrzeszyć" i tym samym dobrze przeżyć dany dzień także w zakresie kulinarnym.

Przez lata poszukiwania zdrowego trybu życia, wypracowałam sobie system śniadań poza domem, których nie będę się wstydziła :-)

Przede wszystkim stawiam na dietę białkowo - tłuszczową.
Dlaczego nie węglowodanową? Otóż płatki, pieczywo, musli - trudno nam sprawdzić, co w nich jest. Ile cukru? Ile dodatków smakowych, drożdży, niby przypadkiem domieszanej pszenicy? Nawet pięknie wyglądające ciemne pieczywo może zawierać mąkę pszenną białą i duuuużo karmelu do podkręcenia koloru.
Dodatkowo, zboża, pestki, bakalie mają tendencję do "przytulania" pleśni. Robiąc daną mieszankę musli, warto przeprażyć na patelni dodatki w postaci pestek słonecznika, orzechów, pestek dyni. Podobnie robimy ze zbożami, no, może odpuszczam płatkom owsianym :-)
A w hotelu czy restauracji trudno nam będzie poprosić i otrzymać czyste od pleśni musli, czy prawdziwy żytni chleb na zakwasie.

Śniadanie w WARS-ie 
Zatem śniadanie białkowo-tłuszczowe. Stawiam na jajka - są najbardziej proste, dostępne w każdej restauracji i prawie zawsze smakują wybornie. Oczywiście, możemy sobie pomarzyć o jajkach BIO, czy z wolnego wybiegu - ale zazwyczaj i tak otrzymamy "trójki" - najtańsze i najbardziej popularne. Mimo wszystko, jajko jest pożywieniem bardzo naturalnym, zalicza się go do produktów "raw", podstawowych, naturalnych.
Zamawiając jajecznicę, można poprosić, aby była bez soli, na maśle i zazwyczaj te życzenia zostają spełnione :-) Bardziej "bezpiecznym" daniem będzie jajko na miękko, na twardo, bo już omlet - słabiej :-) Istnieje duże prawdopodobieństwo, że omlet zostanie "podlany" słabej jakości olejem.

Do jajek zawsze można dobrać świeże warzywa - paprykę, ogórek, pomidor, rzodkiewkę.

środa, 24 lipca 2013

Zdrowy styl życia - zielona recepta.

Czy jest recepta na zdrowie?
Oczywiście!
Jest ich tysiące!
I tylko którą wybrać? Kogo posłuchać? Komu zaufać, uwierzyć?

Odpowiedzi na to pytanie poszukuję od dawna i z różnym rezultatem doświadczam kolejnych "cudownych" metod i sposobów. O moich dietach można sporo przeczytać tutaj. Do tego dochodzi fascynacja alternatywnymi metodami wspomagania organizmu, przekonanie o wpływie stanu ciała na stan umysłu i odwrotnie. Ale rzeczywiście to w odpowiedniej diecie i racjonalnym stylu życia upatruję źródeł sukcesu, który mam nadzieję osiągnąć :-)

Jeśli chodzi o dietę, najnowsze badania wskazują, iż kierunek w stronę zbóż nie był najwłaściwszy.  Każdy z nas pamięta popularną piramidę zdrowia, która u swojej podstawy miała mąkę, pieczywo, makarony... Na bazie tego został stworzony idealny zestaw śniadaniowy w postaci płatków - kukurydzianych, zbożowych kulek i innych "dających zastrzyk energii", czy smakowitych tostów. Gdy zorientowano się, że coś jest nie tak, że dzieci tyją i zwiększa się odsetek zachorowań na cukrzycę i choroby krążenia, pojawiło się hasło produktów zbożowych pełnoziarnistych. I znów niewypał - nadal choroby postępują, społeczeństwo nam tyje, a dolegliwości układu trawiennego stają się plagą. Dodać należy wszechpojawiające się alergie i najróżniejsze postaci ADHD.

Jaka zatem może być owa zielona recepta? Co powinniśmy jeść, jaki tryb życia prowadzić, aby być zdrowym? Z pewnością należy wyrzucić wszystkie płatki słodzone, zapomnieć o czekoladowych kulkach i innych wymysłach przetwórstwa przemysłowego. I generalnie ograniczyć węglowodany, których źródłem są zboża. Ograniczyć, czyli zjadać nie więcej niż jedną porcję dziennie i to właśnie pełnych ziaren w postaci płatków owsianych górskich, kaszy, żytniego chleba na zakwasie.

Podstawą diety powinny być węglowodany pochodzące z warzyw i w mniejszym stopniu z owoców. I tutaj pojawia się kolejny aspekt - wiele osób nie metabolizuje fruktozy i owoce w dużych ilościach mogą powodować problemy z przyswajaniem wartości odżywczych. Zatem jeden owoc dziennie, czy szklanka mniejszych owoców, to właściwe proporcje. Przy czym jedna sztuka arbuza, to za wiele :-)

Kolejnym ważnym elementem pożywienia są proteiny. Białka pochodzenia zarówno roślinnego, jak i zwierzęcego, spełniają podobne, ale odrębne funkcje. Zatem i jednak - mięso, ryby, rośliny strączkowe. Każdego dnia, ale też nie za wiele. Porcje nie muszą być duże, ale warto, aby każdy posiłek jednak zawierał choć niewielkie ilości białka. Istotne jest także, aby nie mieszać źródeł białka w jednym posiłku, czy w ciągu jednego dnia - jeśli jemy dziś rybę, darujmy sobie mięso. Na śniadanie możemy zjeść plaster łososia w sałatce z kiełkami i pomidorem, a na kolację pieczonego pstrąga.  To nam ułatwi stosowanie rotacji w naszej diecie, czyli stosownych odstępów w jedzeniu tych samych składników.

Tłuszcze. Niezwykle potrzebne. Niemal każdy z nas boi się chorób serca i otyłości, dlatego sięgamy po produkty light i wyszukujemy odtłuszczonych wędlin i jogurtów. I o ile nadmiar tłuszczów nie jest wskazany, o tyle bez dobrego tłuszczu nie ma zdrowia. Rzeczywiście powinniśmy unikać tłustego mięsa, najlepiej zupełnie zaprzestać spożywania wieprzowiny, ale już tłuste ryby są absolutnie wskazane. Niskotłuszczowa dieta powoduje zubożenie procesów myślowych, przy niedoborze kwasów tłuszczowych stajemy się podatni na stany depresyjne, niechęć do życia, osłabienia organizmu. Tłuszcze są budulcami naszych zdrowych komórek, pozwalają nam budować odporność i zdrowie. Dlatego też każdego dnia w naszej diecie powinny się znaleźć dobre oleje - oliwa z oliwek, olej lniany, olej kokosowy i doskonałe źródło dobrych tłuszczów, czyli orzechy i pestki.
Orzechy są wysokoenergetyczne i dlatego często eliminowane z diety, co jest błędnym założeniem. Orzechy, to bogactwo kwasów tłuszczowych, witamin, mikroelementów. Garść orzechów zaspakaja głód, odżywia i wpływa pozytywnie na naszą cerę, włosy, sylwetkę.

Spożywając orzechy i pestki należy pamiętać, aby wyszukiwać tych najmniej przetworzonych - zatem do samodzielnego wyłuskiwania. Orzech laskowy, orzech włoski, słonecznik, pestki dyni - przynajmniej sezonowo można je dostać na targach i bazarach. Natomiast te już łuskane orzechy i pestki należy sparzyć, wysuszyć i prażyć na patelni przed spożyciem. Chodzi o to, że tłuszcz zawarty w orzechach i pestkach szybko jełczeje, a nasza wątroba ma ogromne problemy z metabolizowaniem zepsutego tłuszczu. Z tego powodu także zaleca się, aby oleje przechowywać w lodówce.

Kolejnym istotnym elementem zielonej recepty jest dbanie o źródło naszego pożywienia. Niech ono pochodzi z jak najczystszych terenów, jeśli to możliwe, ekologicznych. Sami przyrządzajmy potrawy unikając jedzenia dań gotowych, przetworzonych, z dodatkami smakowymi i konserwantami. Jedzmy powoli, świadomie, dokładnie przeżuwając każdy kęs. Jedzmy wreszcie mniej - zmniejszajmy porcje na rzecz częstotliwości. Niech nasze otoczenie nam sprzyja - wyłączmy telewizor na czas posiłku, usiądźmy na tarasie, czy przy oknie, aby delektować się pięknym widokiem. Uznajmy za ważne i istotne to, iż karmimy nasze ciało i duszę :-)

Istotny jest także stan naszego ciała - ten fizyczny i duchowy. Ważne, aby aktywność fizyczna towarzyszyła nam każdego dnia. Spacer, sesja jogi, rower, czy bieganie. Zróbmy coś dla naszych mięśni i zdrowia psychicznego. Wysiłek fizyczny, bowiem, redukuje stres, pomaga metabolizować i usuwać toksyny z organizmu, odpręża, oczyszcza. Jeśli nie mamy czasu lub chęci na spacer, bo pogoda niekoniecznie zachęca, czy czekają nas inne obowiązki, warto aktywność fizyczną zrealizować w domu. Umyć okna, podłogi (nie na kolanach!), w czasie oglądania telewizji sięgnąć po butelkę wody i z tym obciążeniem ćwiczyć kolejno bicepsy. Niech potrzeba ruchu wejdzie nam w krew, stanie się nawykiem.

Odpoczynek. Ten prawdziwy, w postaci snu, czy świadomego oczyszczania myśli z toksyn, zmartwień, czy negatywnych odczuć. Odpoczynkiem może być tez modlitwa. Niech nas coś pochłonie, dajmy się porwać, oderwać od dnia codziennego. Odpoczywamy także oddając się naszym pasjom, koncentrując na jakiejś rzeczy - uwalniamy umysł od innych myśli, od trosk i oddajemy się przyjemności robienia tego, co lubimy. Weźmy pachnącą kąpiel, pójdźmy na masaż... Natomiast dbałość o dobry sen, to dawka ruchu na świeżym powietrzu i posiłek zjedzony co najmniej na 3 godziny przed położeniem się spać.

Odpuśćmy sobie. Gdy pojawiają się problemy, zmartwienia, zastanówmy się, czy mamy wpływ na daną sytuację. Jeśli tak, podejmujemy działania i już to nas uspakaja. Jeśli nie, starajmy się przyjąć ten fakt i uspokoić. Jeśli na coś nie mamy wpływu, zamartwianie się tylko burzy nasz spokój, demobilizuje nas, zatoksycznia i zakwasza nasz organizm. Są osoby, które z natury stale narzekają - wydaje im się, że dzięki temu cały świat będzie im współczuł i pomagał. Prawda jest jednak taka, że coraz mniej lubimy tych wiecznych nieszczęśliwych bez racjonalnej przyczyny. Każdy z nas ma wiele powodów, aby być wdzięcznym, aby cieszyć się z rzeczy małych, które dla innych są nieosiągalne. Doceńmy to, co otrzymujemy każdego dnia. Spójrzmy na siebie z uczciwą oceną naszego życia i starajmy się czynić je lepszym, aby tych powodów do radości, wdzięczności i pogody ducha było jak najwięcej.

I przede wszystkim słuchajmy siebie, swojego ciała, swoich instynktów, reakcji i umysłu. Jesteśmy jedyni, niepowtarzalni i indywidualni we wszystkim, co do nas dociera. Smakujmy potrawy i obserwujmy własne reakcje po ich zjedzeniu. Samopoczucie, nastrój, jakość snu. Wprowadzajmy dyscyplinę w nasze życie na zasadzie "chcę", a nie "muszę". Czyńmy nasze życie harmonijnym i szczęśliwym.

Oto zielona recepta :-)

niedziela, 12 maja 2013

Ciasteczka zdrowia.

Bycie łasuchem nie jest łatwe, choć bywa przyjemne :-)

Przedstawię Wam mój nowy pomysł na ciasteczka zdrowia. Czyli produkt, który nie tylko nie szkodzi, ale jeszcze pomaga :-) Jest to coś zupełnie innego niż popularne "zdrowe" ciasteczka dostępne w sklepie - poziom cukru po nich rośnie do nieba, a pszenica i inne ziarna mają kosmiczny indeks glikemiczny. Zbożowe, pełnoziarniste ciasteczka zwyczajnie nie mogą być zdrowe, mogą co najwyżej być altenatywą dla białych, rafinowanych wytworów cukierniczych.

Proponowane przeze mnie ciasteczka nie zawierają mąki, zatem indeks glikemiczny jest bardzo niski, mogą być podawane cukrzykom, możemy je zjadać o dowolnej porze dnia i nie zrobią nam krzywdy. A nawet mają działanie prozdrowotne, gdyż zawierają następujące składniki:

ziarna ostropestu plamistego - bogate w przeciwutleniacze, wspomagają działanie wątroby, działają żółciopędnie, przeciwzapalnie, odtruwająco. Ostropest jest cenionym składnikiem popularnych leków wspomagajacych układ trawienia i regenerujących wątrobę. Najlepiej ostropest kupować w ziarnach i samodzielnie mielić. Dzienna dawka, to łyżeczka proszku popita wodą. Lub ciasteczko :-)

ziarna siemienia lnianego - bogate w kwasy omega, magnez, wapń, żelazo, cynk, witaminę B1 i B6, a także w błonnik i aminokwasy, siemię lniane jest uznawane za pożywienie wyjątkowe i prozdrowotne. Stosowane przy schorzeniach przewodu pokarmowego jako osłona, nowotworach, czy problemach z cholesterolem, jest uznawane za panaceum łagodzące procesy destrukcji i starzenia organizmu. Zalecane jest także stosowanie lnu w stanach depresyjnych, przemęczenia i jako naturalne źródło dobrej energii i dobrego samopoczucia. Siemię lniane przed zjedzeniem miusi zostać zmielone lub zgniecione.

sezam - cenne źródło białka, kwasów omega 3, witaminy A, E i wiatamin z grupy B, magnezu, cynku, potasu, wapnia, żelaza i fosforu. Sezam jest bogaty w przeciwutleniacze, zatem spowalnia procesy starzenia, doskonale wpływa na elastyczność skóry i odżywienie organizmu.

ziarna hiszpańskiej szałwii chia - więcej na temat tej niezwykłej rośliny można przeczytać tutaj

ksylitol - "cukier" brzozowy. Naturalny słodzik o wyglądzie i smaku bardzo zbliżonym do cukru. Pod względem chemicznym ksylitol jest zasadowym alkoholem, zatem nie wpływa na poziom cukru w organiźmie, nie zakwasza, a nawet wspomaga procesy odkwaszania. Ksylitol ma działanie delkatnie przeczyszcające, zatem warto uważać z ilością :-)

migdały - bogate żródło magnezu, wapnia, białka, witaminę E, witaminy z grupy B. Gorzka odmiana migdała zawiera amigdalinę, o której można przeczytać tutaj.

Z powyższych składników przygotowuję słodka "mąkę", którą mogę używać jako dodatek do płatków owsianych, posypkę do sałatki owocowej i do pieczenia ciasteczek właśnie.

A oto przepis:
  • 15 g ostropestu
  • 50 g siemienia lnianego
  • 50 g sezamu
  • 50g szałwii chia
  • 50 g ksylitolu
  • 150 g migdałów
  • 80-100 g masła klarowanego
  • 1-2 jajka

Sypkie składniki zmielić na proszek, wymieszać, w osobnym naczyniu rozpuścić masło, ostudzone połączyć z żółtkiem, ubić pianę z białek. Do naczynia z mąką dodać masło z jajkiem, wymieszać dokładnie (można użyć widelca), na końcu dodać pianę z białek, wymieszać. Z ciasta najlepiej formować kulki, nastepnie zgniatać je na małe placuszki - ciasteczka. Dobrze mieć zapas mąki lub użyć mąki z migdałów, ziaren sezamu lub szałwii chia,  jako otoczki. Piec w piekarniku w 180 stopniach ok 15-20 minut.

1-2 ciasteczka dziennie zadziałają prozdrowotnie. Ciasteczko syci, jest doskonałą przekąską i alternatywą dla słodyczy.
SMACZNEGO!

sobota, 6 kwietnia 2013

Oczyszczanie wątroby metodą dr Clark

O metodzie i "Kuracji życia..." dr Huldy Clark napisałam na moim blogu o czytaniu. Zarówno w internecie jak i gabinetach medycyny niekonwencjonalne (lub na pograniczu konwencjonalnej) można znaleźć opis metody i przebieg kuracji oczyszczania wątroby z kamieni.

Osobiście podchodziłam do pomysłu i samej metody dość sceptycznie. Przecież mając kamienie wątrobowe, czy żółciowe, powinniśmy je zobaczyć na ekranie podczas usg! A gdy je można zobaczyć, to już "pozamiatane". Każdy to wie, że prędzej czy później kamienie spowodują stan zapalny i najczęściej skończy się to usunięciem woreczka żółciowego. A przecież jeśli Stwórca dał nam woreczek żółciowy, to nie po to, aby ktoś go nas pozbawiał.
Zatem jeśli jeszcze mamy woreczek żółciowy, zadbajmy, aby nasze kamienie wątrobowe nie przedostały się do niego, nie otoczyły twardą osłonką i nie spowodowały stanu zapalnego.

Doskonałą profilaktyką wydaje się być oczyszczenie wątroby z kamieni, choć to nie są kamienie w potocznym tego słowa znaczeniu.

Wokół mnie wiele osób robiło tę kurację chwaląc sobie skutki i następstwa. Bo sam proces nie jest ani przyjemny, ani nie zachęca do powtarzania... Ale sam skutek, to, jak się czujemy, jak funkcjonujemy - bezcenne.

Do kuracji przekonała nas osoba z rodziny (pozdrawiamy :-)), którą gościliśmy Wielkanocą u nas. Dotąd szara skóra twarzy rozjaśniła się, reakcje przyspieszyły i widać ogromną przemianę. Kto nie chciałby wyglądać i czuć się lepiej?

Zatem przejdźmy do meritum.

Na czas kuracji najlepiej wybrać weekend, gdy możemy spędzić czas w domu, odpocząć i zrelaksować się. Niewątpliwie bliskość łazienki i wyłączny do niej dostęp jest atutem nie do przecenienia!
W dniu rozpoczęciu kuracji, najlepiej, aby to był piątek, jemy lekkie śniadanie, najlepiej gotowane. Na obiad zjadamy lekką, gotowaną potrawę, najlepiej bez ciężkostrawnych tłuszczów i białek, zatem polecane warzywa i soki :-) Od 14:00 już nic nie jemy, ani nie pijemy. Jest to bardzo ważne. O 18:00 przygotowujemy roztwór z łyżki soli gorzkiej i 3/4 szklanki wody przegotowanej, najlepiej chłodnej i wypijamy. Powtarzamy to samo o 20:00, nadal nic nie jedząc, ani nie pijąc, znów 3/4 szklanki wody z 1 łyżką soli gorzkiej. W międzyczasie możemy mieć potrzebę skorzystania z toalety i należy to zrobić. O 22:00 wypijamy 1/2 szklanki oliwy wymieszanej z 1/2 szklanki świeżo wyciśniętego soku z grejpfruta i natychmiast kładziemy się do łóżka. Autorka zaleca wzięcie leków nasennych, ale nikt ze znanych mi osób nie skorzystał z tej rady.
Rano wypijamy jeszcze dwie porcje roztworu soli gorzkiej i wody w tych samych proporcjach: 1 łyżka soli na 3/4 szklanki wody: po obudzeniu, ale nie wcześniej niż o 6:00 i po 2 godzinach od tej pierwszej porcji. W międzyczasie oczyszczamy się solidnie w toalecie. Dla chętnych możliwość podziwiania tego, co z nas wychodzi :-)
Jeść można ok 2 - 3 godzin po ostatniej porcji soli gorzkiej. Ważne, aby stopniowo się nawadniać, gdyż kilkakrotna wizyta w toalecie, to nie tylko zrzucone kilogramy (zalecam spuszczenie wody :-)), ale także odwodnienie.

Reakcje na oczyszczanie wątroby są różne i indywidualne. Ale łączy je jedna wspólna cecha - poczucie lekkości, lepszego samopoczucia, oczyszczenia. Poprawia się trawienie, funkcjonowanie organizmu, odporność. Warto zachować umiar w jedzeniu, aby dać szansę naszemu organizmowi na nowe lepsze życie :-)

Kuracja oczyszczania wątroby może być powtarzana co 2 tygodnie aż do czasu, gdy nie zauważymy już kamieni (różnej wielkości tłuszczowych grudek), a później co 3-5 lat.

Więcej można przeczytać w książce dr Huldy Clark :-)