Przyznam, że osobiście nie lubię "podróbek" i może dlatego po pasztet wegetariański sięgnęłam tak późno mimo, iż od dawna chciałam to zrobić. Dla mnie istotna jest tradycja - jeśli pasztet, to tradycyjnie z mięsa, jeśli schabowe, to ze schabu, a nie z soi. Ale tak sobie uświadomiłam, że nazywanie potraw jest bardzo umowne i odnosi się bardziej do konsystencji (pasztet, budyń...) niż do składników. Co do schabowych sojowych, pozostaję przy swoim zdaniu i mówię im "nie" :-)
Zatem pasztet wegański, odkąd nie jem jajek, nie wystarczy, aby był wegetariański.
Inspiracji poszukałam na blogach - internet jest skarbnicą wiedzy, pomysłów i gotowych przepisów. Po zmodyfikowaniu według własnych preferencji, możliwości i zawartości lodówki, mój pasztet składał się z następujących komponentów:
- ząbek czosnku
- pół cebuli
- trzy białe części pora
- dwie łyżki oliwy
- 200 g pieczarek
- 40 g borowików suszonych
- 150 g orzechów brazylijskich
- 30 g orzechów laskowych
- 30 g pestek dyni
- 100 g soczewicy czerwonej
- łyżka siemienia lnianego (zalana małą ilością wrzątku)
- otręby orkiszowe do posypania formy
- przyprawy
Soczewicę ugotowałam z odrobiną soli (20 minut) i pozostawiłam do ostygnięcia. Podobnie grzyby - ugotowałam do miękkości, przełożyłam na sito zachowując wywar.
Czosnek, cebulę i pora drobno posiekałam i poddusiłam na oliwie, dodałam posiekane pieczarki i dusiłam ok 5 minut mieszając. Następnie dodałam pozostałe składniki, zmiksowałam dolewając wywaru, aby uzyskać pożądaną konsystencję. Doprawiłam do smaku pieprzem, solą, ziołami, ponownie zmiksowałam i przełożyłam do szklanej formy posypanej otrębami orkiszowymi. Na wierzch pasztet udekorowałam pestkami dyni i włożyłam do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni C na 55 minut. Po upieczeniu, wyjęłam formę z piekarnika i postawiłam w chłodnym miejscu do wystygnięcia, a wieczorem wstawiam do lodówki. Z formy pasztet wyjęłam dopiero następnego dnia, przed podaniem na stół.
Konsystencja pasztetu była kremowa, właściwie się nie kruszył, był miękki, łatwy do rozsmarowania, sprężysty. W smaku czuło się orzechy, grzyby, zioła, ale nie warzywa :-) Smaczny, aromatyczny i co najważniejsze - zasmakowali w nim także nasi śniadaniowi goście :-) Zjadany z pomidorem, czy chrzanem, okazał się doskonałą przystawką.
Pierwsze koty za płoty - pierwszy pasztet zrobiony :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz